Danuta, Katarzyna i Bożena nie wierzyły w magię, tarota oraz przepowiadanie przyszłości. Jednak gdy znalazły się w tak kryzysowych sytuacjach, że nikt nie potrafił im pomóc, zwróciły się do wróżki. Jej słowa zupełnie zmieniły ich życie.
Wróżka jedynie zasugerowała, co robić, ale nie podjęła za mnie decyzji. Do tego potrzebna mi nie magia, ale silna wola i odwaga.
Karty tarota, czytanie z ręki i inne sposoby na poznanie swego losu często traktujemy z przymrużeniem oka. Choć niemal każdy z nas z nich korzysta, to jednak podchodzimy do ich wyroków ze sceptycyzmem. Bohaterki naszego reportażu postąpiły inaczej, słowa wróżek stały się dla nich bodźcem do konkretnego działania, wymagającego dużej siły woli. Wszystkie mówią, że spotkanie z wróżką było punktem zwrotnym w ich życiu. Może zatem warto czasem porzucić „mędrca szkiełko i oko”, by wejść w tajemniczą strefę, gdzie wszystko jest możliwe.
Następny dzień kieratu – pomyślała Danuta, zbierając z dywanu rozrzucone zabawki. I jeszcze ten incydent w przedszkolu. Wychowawczyni Oli zatrzymała Dankę w drzwiach i pokazała jej rysunek. "Prosiłam, by dzieci narysowały rodzinę i Oleńka oddała mi to."
Danuta wpatrywała się w kolorowy obrazek przedstawiający barwne postaci – kobietę i kilkoro dzieci. "Zapytałam Olę, dlaczego nie narysowała taty, a ona odparła, że nie ma tatusia. Uznałam, że powinnam pani o tym powiedzieć."
Danuta nie zapomni tej fali gorąca, jaka oblała ją po słowach wychowawczyni. „Muszę porozmawiać z Marcinem, tak dłużej nie można żyć” – postanowiła Danka, idąc do łazienki, z której przed chwilą usłyszała krzyk córki „Mamo, Adaś wylał twój balsam do wanny”.
Przysypiała już na kanapie przed telewizorem, kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Wybiegła na spotkanie męża do przedpokoju. – Marcin, koniecznie musimy... – Danka, miałem naprawdę ciężki dzień, jestem śmiertelnie zmęczony i głodny. Odłóżmy to. – „Jutro już mu nie odpuszczę” – myślała Danuta, nerwowo mieszając zupę w garnku. Ale oczywiście odpuściła.
I jutro, i przez kilka następnych dni. Marcin wracał codziennie późno, dzieci już dawno spały. Danuta czasami w półśnie czuła, że kładzie się obok niej w małżeńskim łożu, prawie jej nie dotykając.
– Chyba od niego odejdę – zwierzyła się przyjaciółce. – Prawie go nie widuję, w niczym mi nie pomaga, liczy się tylko praca.
– Oszalałaś! – krzyknęła Ewa z oburzeniem.
– On po prostu ciężko pracuje, żebyście mogli przyzwoicie żyć. Nie słyszałam, żeby kiedykolwiek podniósł na ciebie głos czy chodził na piwo z kolegami. Nie doceniasz swego szczęścia. Poza tym powiedz mi, jak sobie poradzisz sama z trójką maluchów. – No tak, nie poradzę sobie – potwierdziła Danuta. Ale ta samotność we dwoje coraz bardziej dawała się jej we znaki.
Pewnego wieczoru, zmieniając pilotem kolejne kanały, trafiła na program, w którym jakaś wróżka odpowiadała na pytania widzów. „Pani powinna przełamać swój lęk przed rozstaniem. Ono może oznaczać początek nowego życia” – tłumaczyła kobieta na ekranie. „Jakby mówiła to do mnie” –odkryła Danka i sama siebie zganiła: „To przecież bzdury”. Jednak myśl o wróżce nie dawała jej spokoju. Kilka dni później, kierowana jakimś impulsem, siadła do komputera i wpisała w wyszukiwarkę słowo: wróżka. Kliknęła w pierwszy z brzegu link, zapisała numer i sięgnęła po telefon. Miły kobiecy głos zaproponował wróżbę z kart tarota.
Danuta siedziała ze słuchawką przy uchu i nerwowo bębniła palcami w stół. Po chwili milczenia usłyszała: „Twoje małżeństwo ma nikłe szanse na przetrwanie. Wy już się rozstajecie. Z każdym dniem coraz bardziej oddalacie się od siebie. Tę obcość trudno będzie pokonać i raczej nie warto próbować. Nim miną dwa lata, ty albo on zdecydujecie się na rozwód”. Po zakończeniu rozmowy Danka wcale nie poczuła ulgi. Właściwie wolałaby usłyszeć, że wszystko będzie dobrze, że Marcin się zmieni, zrozumie... Ale gdzieś w głębi serca wiedziała, że wróżka miała rację. To dawno przestało mieć jakikolwiek sens. Mimo wszystko czekała. Tydzień, miesiąc, pół roku. Patrzyła na męża i zdawała się mówić: przekonaj mnie, żebym tego nie robiła. Nie przekonał jej, nawet się nie starał. Danuta nie chciała dłużej odwlekać decyzji, złożyła w sądzie pozew rozwodowy.
Odzyskana wolność
Kiedy powiedziała Marcinowi o swoim postanowieniu, spojrzał na nią jak zawsze – chłodno, drwiąco. Ich oczy się spotkały i Danka poczuła, że patrzy na obcego człowieka. Sprawa rozwodowa przedłużała się, Marcin nie stawiał się na rozprawy, tłumaczył nadmiarem pracy, brakiem czasu. W końcu odzyskała wolność. A wraz z nią radość życia. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że ostatnie lata jej małżeństwa można podsumować dwoma słowami: czekanie i samotność. Gdy przestała czekać, odkryła przyjemność zajmowania się sobą. I daje sobie radę lepiej niż kiedykolwiek. Bo wie, że może liczyć tylko na siebie. Na razie. – Wróżka Anna Kempisty przepowiedziała mi, że za kilka lat poznam kogoś, z kim będę szczęśliwa. Nie mam powodu jej nie wierzyć.
Nie wolno bać sie zmian
Przenikliwy dźwięk budzika zmusił ją do otwarcia oczu. Za oknami było jeszcze ciemno, ale fosforyzujące wskazówki bezlitośnie wskazywały 6.20. O tej godzinie Katarzyna Gaik przez pięć dni w tygodniu porzucała cudowny świat marzeń sennych i zanurzała się w szarą rzeczywistość. Półprzytomna usiadła na łóżku i wtedy z całą mocą dotarło do jej świadomości, gdzie jest i po co wstaje. Poczuła znajomy skurcz w okolicy żołądka. Pojawiał się zawsze wtedy, gdy myślała o swojej pracy. Katarzyna nienawidziła jej z całego serca.
Właściwie nie chodziło o to, czym się zajmowała. Obowiązki w dziale windykacji dużego wydawnictwa wypełniała rzetelnie i z przyjemnością. Chętnie podejmowała się nowych zadań, lubiła wyzwania i cieszyła ją każda załatwiona sprawa. Jednak to wszystko nie miało znaczenia, bo w oczach swojej szefowej była do niczego.
Ostatnia kropla
Jak bardzo by się Kasia starała, zawsze coś było źle. Dzisiaj też-zanim zdążyła włączyć komputer, przełożona stała przed nią z niezadowoloną miną: – Pani Kasiu, ten raport powinien być u mnie na biurku już wczoraj. Jeśli brakuje pani czasu, może należałoby ograniczyć rozmowy towarzyskie –wysyczała. Katarzyna zacisnęła zęby i milczała. Brak reakcji z jej strony jeszcze bardziej rozdrażnił szefową. – No i co się pani tak głupkowato uśmiecha? – prychnęła. – Bo i tak wszystko, co powiem, zostanie użyte przeciwko mnie – odpowiedziała spokojnie Katarzyna.
Ten incydent stał się kroplą przepełniającą czarę goryczy. Choć Kasię paraliżował lęk przed zmianą, zaczęła poważnie myśleć o znalezieniu innej pracy. Potrzebowała jednak jakiegoś potwierdzenia, że postępuje słusznie. W autobusie był okropny tłok, Katarzyna została wręcz wciśnięta w poręcz i nie mogła wykonać najmniejszego ruchu. Jej wzrok przykuła kolorowa ulotka reklamowa. „Nie potrafisz podjąć decyzji, zapytaj karty o swój los. Wróżka rozwieje twoje wątpliwości” – przeczytała napis i nagle poczuła, że musi sięgnąć po tę ulotkę. – To nie mógł być przypadek – wspomina.
Magiczne wsparcie
Dzięki przepowiedni uwierzyłam, że coś może się zmienić. Potrzebowałam wtedy kogoś, kto mną pokieruje. Pójście do wróżki to był strzał w dziesiątkę.
Siedząca przed Kasią kobieta uważnie wpatrywała się w rozłożone na stole karty tarota. Po chwili podniosła wzrok i powiedziała: – Nie licz na poprawę sytuacji w twojej obecnej firmie. Szefowa cię nie lubi i to się nigdy nie zmieni. Śmiało rozpocznij poszukiwania, znajdziesz pracę, która spełni twoje nadzieje. Dzięki niej staniesz mocniej na nogach, odzyskasz pewność siebie.
Katarzyna wróciła do domu w znacznie lepszym nastroju. Dostała to, czego potrzebowała – radę. Od tego dnia z zapałem zaczęła wertować rubryki z ogłoszeniami o pracy. Po kilku tygodniach trafiła na anons, który wyglądał tak, jakby został napisany specjalnie dla niej. Idąc na rozmowę kwalifikacyjną, zamiast strachu czuła przyjemny dreszczyk emocji. Wcale się nie zdziwiła, kiedy dostała tę posadę. Obecnie Katarzyna zajmuje odpowiedzialne stanowisko. Jej szefowa bardzo ją lubi i docenia.
– Teraz dużo częściej się uśmiecham, wyglądam też znacznie korzystniej. A przede wszystkim już nie cierpię na poranny ból brzucha i zdarza mi się wstawać z łóżka, zanim zadzwoni budzik – śmieje się Kasia.
Zdążyć przed losem
Bożena Trojanowicz kilka razy w roku pakuje walizki i odwiedza męża na Sardynii. Raz leci samolotem, innym razem jedzie samochodem. Bożena za nic nie zrezygnowałaby z tych wyjazdów, gdyż bardzo tęskni. Jednak zawsze przed podróżą czuje dziwny lęk. Na szczęście znalazła sposób, by go pokonać. Przed każdą wyprawą dzwoni do wróżki i pyta o szczegółowy przebieg podróży.
Przy pierwszej wizycie - wspomina Bożena – tarot pokazał, że zepsuje się w samochodzie jakaś mała część, ale pomoże nam życzliwy człowiek na stacji benzynowej. I rzeczywiście. W drodze zamarzł im wlew paliwa, pracownik stacji otworzył go, polewając gorącą wodą z czajnika. Innym razem przewidziała opóźnienie samolotu, drobną kolizję. –Czary? –śmieje się Bożena. – Ale jakie przydatne.
W ubiegłym roku latem państwo Trojanowiczowie po udanych wakacjach w kraju całą rodziną wybierali się na piękną włoską wyspę. Wszyscy zamierzali podjąć tam pracę. Planowali wyjazd dwoma samochodami - w jednym miała jechać Bożena z synami- 20-letnim Tobiaszem i 4-letnim Jasiem. W drugim wujek Janek z kolegą. Oczywiście nie zapomniano o telefonie do wróżki.
Zła wróżba
- Grozi wam wypadek pod koniec trasy. Radzę przełożyć podróż – w głosie wróżki brzmiał niepokój. Bożena nie zlekceważyła tego ostrzeżenia. Od razu zadzwoniła do biura podróży, aby zmienić datę biletów na prom, którym mieli przeprawić się na Sardynię. Niestety okazało się, że bilety zostały kupione w promocji i nie można ich wymienić. W rezultacie po naradzie rodzinnej Bożena jeszcze raz poprosiła o magiczne wskazówki dla każdego samochodu z osobna. Karty orzekły, że auto państwa Trojanowiczów jest bezpieczne, ale z drugim pojazdem sytuacja była gorsza – tarot jasno dawał do zrozumienia, że wujek Janek w ogóle nie powinien jechać, bo goni go śmierć. Po takiej wróżbie wszyscy prosili Janka, by nie kusił losu. Ale on się uparł: Zobowiązałem się do rozpoczęcia pracy w terminie i nie mogę teraz zrezygnować. Klient czeka na wykończenie domu, a i mnie są potrzebne pieniądze... Jedziemy!
Wyjechali z Polski w niezbyt radosnych nastrojach. Bożena przez cały czas nerwowo zerkała we wsteczne lusterko. Przed podróżą samochody zostały gruntownie sprawdzone przez mechanika, nic nie szwankowało. Uzgodniono, że Jana, oprócz kolegi, będzie zmieniał za kierownicą też Tobiasz, syn Trojanowiczów. Wszyscy mieli jechać powoli i bardzo ostrożnie.
Do Włoch podróż przebiegała bez przeszkód. Noc spędzili na parkingu – a rankiem ruszyli w ostatni odcinek drogi do promu. Znajdowali się na autostradzie, 200 km od Livorno, i szukali miejsca na postój, by wypić ostatnią kawę. Żar lał się z nieba, ruch był wyjątkowo duży. Z przodu jechała Skoda Fabia kierowana przez męża Bożeny, z tyłu Opel Jana, który prowadził Tobiasz. Siedząc na tylnym siedzeniu z przytulonym do niej małym synkiem, Bożena zaciskała kciuki. „Już niedaleko, może jednak nic się nie stanie” – myślała. W pewnym momencie odwróciła się i zamarła. Do samochodu Janka zbliżał się olbrzymi tir. Opel nie zdołał umknąć. Potem ciężarówka pchała go bokiem jakieś kilkaset metrów. Trwało to całą wieczność, wydawało się, że staranuje auto i zmiażdży. Bożena pamięta, że zaczęła przeraźliwie krzyczeć, mały Jaś obudził się przerażony. W końcu kierowca tira wyhamował, a wraz z nim stanął i Opel. – Wybiegłam z auta, nie wiedziałam, czy żyją. Po chwili przyjechała karetka i policja. Samochód miał mocno wgnieciony bok i zupełnie zdarte felgi. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Kierowca tira, Włoch, tłumaczył się, że rozmawiał przez telefon i nie zauważył, że coś pcha. Przez kilkaset metrów nie zorientował się, że taranuje osobowe auto! Dopiero gdy zobaczył dym, pomyślał, że palą mu się hamulce, i się zatrzymał. Bożena natychmiastzadzwoniła do wróżki i powiadomiła ją o wypadku. „Uwierz, mieliście sporo szczęścia – usłyszała. – Gdyby Janek prowadził, to prawdopodobnie by zginęli”.
Nieuniknione przeznaczenie
Wierzę, że można uchylić zasłonę przyszłości. Po to, by w decydującym momencie wybrać właściwą drogę.
W kościele na Sardynii podziękowali gorąco Bogu za to, że żyją. Syn Bożeny bardzo przejął się tym wypadkiem – śnił o nim co noc, budził się zlany potem. Nie chciał już prowadzić w drodze powrotnej do Polski. Gdy mijali na autostradzie tiry, czuł ucisk w brzuchu. Teraz już doszedł do siebie.
Niestety, Janka rzeczywiście goniła śmierć –pół roku po powrocie do kraju zachorował i wkrótce potem zmarł na raka mózgu. Bożena przypomina sobie: „Kiedyś moja wróżka stawiała tarota Bartoszowi, najstarszemu synowi. Przepowiedziała, że gdy będzie na III roku studiów, to umrze jakiś mężczyzna z bliskiej rodziny. No i umarł. Widać tak miało się stać. Mimo to wierzę, że wróżba ostrzega człowieka przed niebezpieczeństwem. Teraz zawsze przed podjęciem ważnej decyzji zwracam się z pytaniem do wróżki”.
reportaż - Magdaleny Korczyckiej