Blond grzywka nadaje jej dziewczęcego i niewinnego wyglądu. Podobnie, jak szara sukienka, którą co chwila poprawia jakby bała się, ze coś może być niestosownego w odsłonięciu kawałka kolana, czy uda.
– Nie wiem, co robić – wzdycha.
Jak większość ludzi, którzy tu przychodzą, mam ochotę ją pocieszyć. Coś mnie jednak powstrzymuje. Wyciągam karty i patrzę na nią uważnie.
– Kupiłam sobie bilety do Londynu – zaczyna.
Zauważam lód jej niebieskich oczy, wyraźnie mówią, że nie mam przed sobą nastolatki, a dojrzałą kobietę. Skoncentrowaną na celu.
– Bo wie pani, chciałam skończyć książkę, mam termin w wydawnictwie, wynajęłam hotel na Notting Hill. Ale teraz kilka przyjaciółek chce jechać w podobnym terminie. Proponują wspólny hotel w innej części miasta. Mówią, że będę mogła sobie pisać, a one będą się bawić. Zreszta jedna z nich właśnie spotkała miłość życia. To do niego chce jechać– dodaje.
Wciąż tasuję karty.
– Londyn to jedyne miejsce, w którym czuje się bezpiecznie, kiedyś mieszkałam tam przez dwa lata, chciałam do tego wrócić, szczególnie, że część akcji książki dzieje się w Londynie – wyjaśnia
– Rozumiem– patrzą na nią uspokajająco. Próbuje ukryć, ale jest zdenerwowana. Rozdarta między tym, czego sama, by chciała, a tym, czego chcą jej koleżanki.
Karty, które rozkładam są nie tylko odpowiedzią na pytanie. Są jej osobistą opowieścią. Pokazują nie tylko to, co będzie, ale również to, czego sama się boi.
– To świetny pomysł, żeby jechała pani tam sama – mówię, a na jej twarz wpełza rozczarowanie, kąciki ust opadają, brwi się marszczą
– Jeśli pojedzie pani sama, skończy pani w terminie książkę i będzie naprawdę świetna – próbuję dodać jej otuchy.
Nie tego oczekiwała.
– A jeśli pojadę z przyjaciółkami? – patrzy na mnie z nadzieją
Tutaj nie mam jej nic dobrego do powiedzenia. Krzyczy do mnie karta wieża, rozczarowanie. Zastanawiam się dlaczego to dla niej takie ważne.
– Wtedy nic pani nie napisze– mówię zgodnie z prawdą. – A ten partner, do którego jedzie przyjaciółka… nic z tego nie wyjdzie. Ona będzie tylko na niego czekać i cierpieć, a cały ten ból spadnie na panią
Prycha, przewraca oczami, zaraz potem się uśmiecha, ale i tak wiem, że mi nie wierzy.
– To wielka miłość, na pewno będzie dobrze- pakuje rzeczy do torebki, czuję, ze jej czas się skończył, chce wyjść.
– Rozumiem. Według tarota to nie jest żadna miłość, będzie rozstanie. Widzę też, że będą problemy w tym hotelu, które wybiorą przyjaciółki. Moim zdaniem powinna pani jechać sama– kończę składając karty.
– To się jeszcze okaże, odezwę się– rzuca wychodząc.
Uśmiecham się. Moim celem nie jest triumf, dużo bardziej wolę widzieć i mówić to, co ludzie chcą usłyszeć.
Kilka tygodni później pisze do mnie wiadomość późnym wieczorem.
„Pani Aniu, przyjaciółka zalała pokój. Czy poniosę konsekwencje? Zarezerwowałyśmy pokój na moją kartę kredytową”.
W karty zerknęłam dopiero rano. Tak, poniesie. Przecież ostrzegałam, że powinna wynająć hotel w zupełnie innym miejscu.
Od rana przychodzą kolejne wiadomości. Facet okazał się draniem, miał spędzić czas z jej przyjaciółką, a po jednej wspólnej nocy zniknął. „Nie mogę pracować, bo ona cały czas płacze” pisze moja klientka. Mam ochotę wystukać wiadomość. „A nie mówiłam”.
Tyle, że nie chodzi mi o to, że mam mieć rację, czasem chciałabym jej nie mieć. Znów rozkładam tarota, widzę wieże. „Tak, jak mówiłam, nic z tego nie będzie, ten mężczyzna ma inną kobietę”.
Moja klientka dziś śmieje się, że żałuje, że wtedy, za pierwszym razem mnie nie posłuchała. Skończyłaby książkę, zaoszczędziłaby pieniądze i czas, który poświęciła lecząc złamane serce przyjaciółki.
– To był najgorszy wyjazd w moim życiu– wyznaje.
A ja gryzę się w język.
Przecież widziałam