Wróżby z Kart Tarota. Czy odnajdzie się zguba ?

Wróżby z Kart Tarota. Czy odnajdzie się zguba ?
 

Pies Cezar

Wszyscy kochaliśmy Cezara. Nie dość, że był wierny, to jeszcze piękny i wyjątkowo przemiły. Komuś kto nie zna charakteru wodołazów i ocenia je po wyglądzie trudno to sobie wyobrazić, ale Cezar potrafił – mimo swojego potężnego wzrostu – delikatnie odbić się od ziemi i z precyzją godną chirurga, oprzeć swoje potężne łapy na ramionach wybrańca. Dopiero w takiej pozycji było widać jaki to ogromny pies. Nigdy nikt go nie mierzył, ale miał pewnie z 1,70 metra wzrostu. I, oceniając na oko, około 100 kilogramów wagi. Ta kruszynka, jak czasem go nazywaliśmy, była jednak nie tylko przymilna i wierna.

Potrafił, wyprowadzony z równowagi zaatakować z szybością błyskawicy. Potrafił też, wykorzystując nieuwagę wyprowadzającego go na spacer, gwałtownie przyspieszyć i wskoczyć do najbliższego kanałku. A stamtąd, jak wskazuje sama nazwa jego rasy, trudno go było wyciągnąć. Miał też jeszcze jedną, charakterystyczną tylko dla niego cechę: bał się wsiadać do samochodu i truchlał na dźwięk wybuchających, sztucznych ogni. Zazwyczaj, kiedy zbliżał się Sylwester dawaliśmy mu krople na uspokojenie, ale tamtej nocy wszyscy byliśmy zajęci czymś innym...

Sylwester był zmorą dla Cezara

Przeżywaliśmy pojawienie się na świecie mojego bratanka i nikt nie miał głowy do podawania Cezarowi kropli. Kątem oka, zajęta przygotowywaniem kolacji i odbierająca kolejne telefony od zaaferowanego brata widziałam, że nie może sobie znaleźć miejsca, ale, szczerze mówiąc zlekceważyłam to. Kiedy na niebie pojawiły się łuny, a ziemia zatrzęsła się od kanonady, wodołaz najpierw schował się do łazienki, a kiedy i tam nie znalazł spokoju, z podkulonym ogonem ruszył w stronę garażu. Wtedy widziałam go po raz ostatni. Kiedy nad razem zajrzałam, żeby sprowadzić go do domu zastałam puste pomieszczenie. Natychmiast ruszyłam w objazd okolicy, ale nikt go nie widział. Zupełnie jakby zapadł się pod ziemie.

Tajemnicze białe auto

Przez cały dzień nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Walczyłam z wyrzutami sumienia, martwiłam się, że – co się często zdarza – jego serce mogło nie wytrzymać stresu i pewnie leży gdzieś w lesie… Albo, co gorsza, wybiegł w panice na szosę i tam potrącił go samochód. Albo – co wydawało mi się najlepszym scenariuszem – pobiegł przed siebie i stracił orientację w terenie i teraz błąka się kilkadziesiąt kilometrów od domu… Zadzwoniłam do wróżki Ani, żeby postawiła Karty Tarota. Znamy się od lat, kiedyś byłyśmy sąsiadkami, nasze dzieci do dziś utrzymują ze sobą kontakt. – Cezar żyje – pocieszyła mnie. – Widzę go w Kartach, jest niedaleko domu, w jakimś budynku stojącym tuż przy szosie. W ciągu kilku dni powinien wrócić. Poczułam ulgę. Ale, minęły kolejne dwa dni, a naszego ulubieńca nie było. Znów ruszyłam na poszukiwania, oblepiłam słupy ogłoszeniami, ustanowiłam nagrodę. I nic… Zasmucona wykręciłam numer Anki.Spokojnie – roześmiała się. – Już niedługo. Karty wyraźnie pokazywały dobrą wrózbę. Widzę jak szczęśliwy, z ogonem do góry wskakuje do jakiegoś białego auta, które przywiezie go do domu.Niemożliwe… – zmartwiłam się. – Cezar nigdy nie podróżował samochodem. Boi się go tak samo jak sztucznych ogni. Nie wiem co musiałoby się stać, żeby wsiadł do auta…Zobaczysz! Już niedługo! – rzuciła na pożegnanie Anka.

Dobra hurtownia napojów

Nazajutrz mój mąż wybierał się do oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów hurtowni napojów. Skończyła nam się woda, potrzebowaliśmy soków na imprezę którą urządzaliśmy z okazji urodzin bratanka. Wiedziałam, że bez Cezara to nie będzie to samo, ale życie toczyło się dalej. Coś się kończy, coś się zaczyna – myślałam przygnębiona. Mąż wyjechał z garażu, wstawiłam warzywa na sałatkę, przykryłam lnianą ścierką naczynie z drożdżami na ulubione bułki drożdżowe brata. Ze smutkiem przypomniało mi się, że kiedy ostatnio je zrobiłam, Cezar ściągnął jedno ciastko ze stołu…

Samochód męża podjechał pod bramę, usłyszałam szczęk otwieranej bramy i… radosne szczekanie Cezara! Wybiegłam na ganek. Z samochodu z szaleńczym piskiem wyskoczył wodołaz. Pokonując po dwa schodki wpadł do mieszkania, rzucił się na mnie zrzucając ze stołu naczynia. Wielkim językiem lizał mnie po twarzy, zupełnie jakby całował na przywitanie. – Piesku, gdzieś ty był?! – krzyczałam głaszcząc jego roześmiany pysk. – W hurtowni napojów, niedaleko szosy – tłumaczył mój mąż, który właśnie wtargał do mieszkania karton napojów. – Wyobraź sobie że dobiegł tam w Sylwestra, stanął pod domem i wył. Właściciele, wspaniali ludzie i do tego, jak mówią starzy psiarze, przygarnęli go, dali krople na uspokojenie. Chcieli lada dzień ruszyć na poszukiwania jego właścicieli, a oni – czyli ja – spadli im z nieba! Wystarczyło, żebym otworzył drzwi samochodu, a Cezar wskoczył na tylne siedzenie zwinnie i pewnie, jakby nic innego wcześniej nie robił! Przez całą drogę ziajał mi w plecy jakby popędzał: szybciej, jedź szybciej. No więc gnałem, ale plucha więc samochód wygląda jak po rajdzie Dakar.
Wyjrzałam przez okno. Naszą starą, wysłużoną tojotę oblepiło błoto. Ale, o czym zapomniałam, była biała. Anka mówiła prawdę…


Twoja dobra wróżka, tarocistka, tłumacz snów
Anna Kempisty

Tagi: tarot, wróżby z kart tarota, dobra wróżka, wróżka online, wróżenie, tarot online, wróżby online, wróżka warszawa, wróżka, tarocistka, wróżby na telefon, wróżka na telefon,
 
Ta strona korzysta z plików Cookie zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w zakładce Polityka prywatności